Czy ta „Antygona” jest młoda?
Teatr Mały (scena filialna Teatru Narodowego) w Warszawie: Antygona Sofoklesa w przekładzie Stanisława Hebanowskiego. Reżyseria: Adam Hanuszkiewicz, muzyka: Wojciech Małecki
Widownia, scena i temat. Zależności jak w teatrze antycznym. Na dole rozgrywają się sprawy zasadnicze, dotyczące racji boskich i ludzkich, konfliktów między jednostką, między społeczeństwem a władzą. Na górze siedzą widzowie, którzy mają być sędziami wydarzeń. Teatr antyczny szanował swoich widzów. Dawał im satysfakcję, intelektualną, moralną.
W normalnym teatrze współczesnym umieszczono scenę nad widownią. Aktor jest widoczny bez szczudeł. Rzadko zresztą miewa okazję, żeby się podwyższać, powiększać. Na codzień ma w repertuarze sprawy raczej byle jakie, które można wypowiadać byle jak. Dlatego najlepiej być sobą albo być byle kim.
Architekci Teatru Małego, otwartego jako filia Teatru Narodowego, skorzystali z doświadczeń rozmaitych, antycznych, szekspirowskich, współczesnych. Widownia na 270 miejsc wznosi się amfiteatralnie. Scena może być wszędzie: na platformie u wejścia dla aktorów, gdzie z boku umieszczono orkiestrę, na półkolistej arenie, na którą się zstępuje schodami, wiodącymi nie tylko ze sceny; między trapezami foteli w przerwach, gdzie te schody się mieszczą. Takiej sali nie mieliśmy dotąd. W takiej sali trzeba zrobić teatr, jakiego do tej pory nie było.
* * *
Teatr to wielkie słowo, kosztowne, obowiązujące. W tym teatrze nie ma dekoracji, kostiumów ani aktorów — oczywiście w znaczeniu utartym. Tu można każdą sztukę, także antyczną i klasyczną, odegrać jak zabawę towarzyską. Potrzebny jest tylko Hanuszkiewicz, reżyser z wielkim pomysłem. I akompaniament muzyczny, w tym przypadku Andrzeja Małeckiego.
Hanuszkiewicz zainaugurował nowy teatr pomysłem, jak się zdaje, szczęśliwym. Wystawił Antygonę Sofoklesa w świeżo brzmiącym przekładzie Stanisława Hebanowskiego i w wykonaniu studentów IV roku PWST. Starożytny konflikt pokoleń i racji przystosował do pojęć współczesnych.
Konflikt pokoleń? U starożytnych przebiegał on, wiadomo, inaczej. Młodzież jest jak zawsze gorąca i próbuje wyprzedzić własne czasy. Starzy rozumieją ów proces i wspierają go jak mogą — moralnie. Bo starcy są młodzi duchem. Mogą być zniedołężniali, porażeni ślepotą jak Tejrezjasz, ale władze umysłowe mają w porządku. Dlatego Opaliński- Tejrezjasz jest w przedstawieniu postacią najbardziej literacką, najbardziej godną szacunku. Jak profesor Kotarbiński.
W takim układzie nosicielami zła stają się z natury średniacy, mężowie w sile wieku, jak Hanuszkiewicz-Kreon. Oni dźwigają heroicznie cały ciężar konserwatyzmu, są mu wierni za wszelką cenę, nawet za cenę nieszczęścia i zbrodni.
Antygona mówi o solidarności ze zmarłymi, występuje w obronie prawa boskiego, które sponiewierał rozkaz Kreona. Korekta przedstawienia jest współczesna: czyn Antygony jest wyrazem buntu młodych przeciw skostniałym przepisom, strzeżonym przez władzę Kreonów. Dlatego ów czyn niepraworządny znajduje tu poparcie młodzieży.
* * *
Bo młodzi są Tebańczycy uczestniczący w zdarzeniu. To koleżanki i koledzy Antygony i Hajmona, a pewnie i poległych braci Polinejka i Eteoklesa. Antygona i Hajmon są tacy sami jak inni, utopieni w gromadzie, choć są królewskimi dziećmi. Ta para — Anna Chodakowska i Marcin Sławiński — wyróżnia się raczej grą, bardziej wyrazistą, przejmującą. Inni są zdyscyplinowani, wykonują swe zadania nienagannie. Bo młodzi są zuniformizowani, ubierają się, myślą podobnie, różnice w poglądach, obyczajach ujawniają się znacznie później, w wieku Kreona, Tejrezjasza.
Są niekonwencjonalni w stosunku do konwencji utrwalonej tradycją, w której chór tragedii antycznej bywał statyczną gromadą o jednakowych reakcjach. Konwencjonalni są wobec siebie, realizatorów obyczaju, jaki zapanował współcześnie. Zachowują się jak gromada, jakie się widuje na ulicy albo w lokalach publicznych. Uczestniczą w dramacie jak w życiu, próbując z całą beztroską połączyć obowiązek z zabawą, obrzęd religijny z rozrywką. W przerwach między akcjami wykonują na zmianę rytualno-modlitewne pienia czy liryczne zawodzenia oraz taniec big-beatowy, jakim żegnają młodą parę przed jej „zejściem do piekieł”. Antyczny dramat rozładowują z dzisiejszą dezynwolturą, z brakiem szacunku dla jakichkolwiek dramatów. Tragedię zamieniają w obrzęd spokrewniony z zabawą, czyli coś trwającego przez wieki, co tylko zmienia swe formy.
Obojętne — antyczny czy współczesny — teatr jest rzeczą ubogą — próbują udowodnić młodzi. Potrzebuje, jak każda religia, malej garstki wierzących. Sekta tworzy własny rytuał, rytuał staje się teatrom.
Sekciarze nie zważają na stroje, manifestują ubóstwo. Ubóstwo i zaniedbanie. Nawet król ma prawo w tym teatrze być nieuczesany, byle jaki. Nawet zawsze brodaty Tejrezjasz jest tu stary po nowemu: ogolony, w zwyczajnym ubraniu, skoro kostiumy i brody stały się oznaką młodości.
* * *
Hanuszkiewicz jest nie tylko reżyserem, występuje też w roli Kreona. Gra, jak nauczył młodych, nie dbając zarówno o wygląd jak o osobowość bohatera. Swoim aktorskim obyczajem pokazuje, że także Kreon mógłby być podobny do niego: zwyczajny, trochę nonszalancki, nieustępliwy i zimny. Ta rola mieści się przecie w jego aktorskim emploi, obejmującym zazwyczaj wszystkie postacie rezonerstwa — od Don Juana do Hamleta i od Ojca Hamleta do Kreona.
Najbliżej z Ojcem Hamleta sąsiadujący Kreon, wydaje się też charakterem najbliżej z nim spokrewniony. Obydwaj, umarły i żywy, zawzięli się w złym uporze, w krańcowym egocentryzmie, obaj osłaniają się tarczą moralnego porządku świata i za wykonanie swych rozkazów płacą cenę najwyższą — życiem swych synów. Obydwie role, zagrane jak gdyby bez wysiłku, w sposób nadzwyczaj naturalny, wydają się przekonywające. Jakaś porcja demonizmu, jaką tu aktor zaprawia swój wyziębiony racjonalizm, służy ich uprawdopodobnieniu.
* * *
Wszystko w teatrze już było. Weszliśmy w dziwny okres, w którym teatr im młodszy, im bardziej udziwniający lub upraszczający zagadnienie, tym się wydaje starszy czyli lepiej nam znany. Czy ta Antygona jest młoda? Nie chodzi o wykonawczynię, chodzi o spektakl i pytanie, jakie on niechcący narzuca: a może byłoby „młodziej” zobaczyć Antygonę „tradycyjną”, zagraną (a nie zamarkowaną) przez paru tęgich aktorów po bożemu i po nowemu — (bo nie ma w tych pojęciach sprzeczności)?
Widziałam kiedyś takie przedstawienie. Nie Antygonę, lecz Elektrę w wykonaniu greckiego Pirejkon Teatron z Aten. Chórzystki były tam także rówieśnicami Elektry i razem z nią opłakiwały zabójstwo Agamemnona. Przejęte i uroczyste uczestniczyły w obrzędzie, śpiewając, zawodząc i tańcząc jak każe żałobny rytuał. Robiły to w sposób mistrzowski i w pięknej zgodzie z tradycją a także z treściami utworu.
Ale młodość teatru, jaki proponuje Hanuszkiewicz, jest bardziej ekspansywna, żywiołowa… Jego spektakl Beniowskiego, wystawiony przed kilku laty z jakże świetnym Olbrychskim, budził teatralną tęsknotę za Teatrem Ogromnym: cóż to za inscenizator i jakże mu pewnie ciasno w murach najstarszego z teatrów!
Teatr Mały nie jest Cyrkiem Olimpijskim, o jakim marzył Mickiewicz. Skoro go wziął Hanuszkiewicz, będzie odtąd jego teatrem w skameralizowanym wcieleniu. Bo kto to właściwie powiedział, że teatr najbliższej przyszłości będzie teatrem dla tysięcy? Sądząc z obserwacji i doświadczeń będzie raczej imprezą dla ludzi złaknionych intymności i zbliżeń bardziej osobistych, kameralnych — z aktorstwem i literaturą. Taki bywał Hanuszkiewicza Teatr Powszechny na Pradze. Taki, jak się można spodziewać, będzie też Hanuszkiewicza Teatr Mały w Warszawie.