Koncert na kontrastach
Miś Kolabo nie jest utworem z tezą. Porucznik SB okaże się kimś więcej niż tylko sprawnym manipulatorem i egzekutorem wydanych poleceń. Dla Jana będzie również przeznaczeniem, dając mu do rąk argumenty, dzięki którym pozna on dotkliwie smutną prawdę o swoim małżeństwie. SB — mówią między wierszami twórcy widowiska — żerowała głównie na słabości wielu zwyczajnych ludzi, którzy w trosce o swój własny, wąsko pojęty interes, nazbyt chętnie podejmowali się uczynków niskich i wręcz podłych.
Sławomir Orzechowski i Artur Żmijewski w zaczepno-odpornym związku ofiary i jej kata okazali się znakomicie skontrastowani i przekonujący. Obaj dali prawdziwy aktorski koncert. Postać Jana ewoluuje od pokory do buntu, dzięki czemu na twarzy Orzechowskiego możemy śledzić całą gamę naiwnych reakcji jego bohatera na kolejne niespodzianki przygotowywane przez „prowadzącego go” Porucznika w wykonaniu Żmijewskiego. Ten z kolei długo nie wyłamuje się z kanonu błyskotliwego i dowcipnego dżentelmena, choć dla efektu potrafi wrzasnąć, a nawet użyć ręki. Jednak tak, by nie poplamić munduru. Jest nieprzenikniony, nieprzewidywalny, zastanawiający. Na swój sposób nawet solidarny z Janem, w tych aspektach niesprawiedliwości, której doświadcza on od bliskich. Ważne, skłaniające do przemyśleń przedstawienie, nikogo nie pozostawia obojętnym.