Po ciemnej stronie narodowego mitu
"Ksiądz Marek" w reż. Michała Zadary w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Iwona Kłopocka w Nowej Trybunie Opolskiej.
Duchowy portret Polaków zobrazowany w "Księdzu Marku" jest wciąż żywy.
Słowackiego przywykło się interpretować przez pryzmat narodowych cierpień Polaków. W swojej niezwykle świeżej i oryginalnej inscenizacji "Księdza Marka" Michał Zadara odrzuca tradycyjny model interpretacji tego dramatu.
Zadara, 30-latek, który dzieciństwo spędził w Austrii i Niemczech, a w Stanach skończył college i studia, rzucił Amerykę i wrócił do Polski, by tu robić teatr. To współczesna biografia polskiego romantyka, który w wywiadach mówi: "Mam wielką potrzebę zajmowania się Polską, przez polskie teksty. Nie wolno pozwolić nieodpowiednim osobom zawładnąć naszymi mitami i sprawiać, by te mity nabrały własnej żywotności i nami zawładnęły".
Słowacki w dramacie opowiada o pewnym epizodzie konfederacji barskiej z 1768 roku i jej duchowym przywódcy, karmelicie Marku Jandołowiczu. Młodego reżysera interesuje w tekście przede wszystkim to, co ponadczasowe - nasze cechy narodowe, które sprawiają, że po pierwsze lubimy powstania, a po drugie - nie lubimy obcych. Obcym jest tu żydowski rabin.
Konfederaci u Zadary noszą biało-czerwone opaski, a zamiast szabel mają karabiny. Trochę przypominają powstańców warszawskich, trochę Młodzież Wszechpolską. W pewnym momencie śpiewają na nutę hymnu kiboli. Na ustach mają patriotyczne i religijne ideały, ale bardziej niż bohaterami są bandytami, rabującymi i mordującymi z zimną krwią. Skąd my to znamy? Nie trzeba sięgać daleko w przeszłość.
W tym ascetycznym wizualnie przedstawieniu, uderza też dziwnie współczesne brzmienie języka Słowackiego.