Artykuły

Godot zrecenzowany

Co kilka sezonów Tarnowski Teatr strzela znakomitym spektaklem. Przedostatnim była Rozmowa Mi­strza Polikarpa ze Śmiercią w reż. Wiesława Hołdysa, obsypana nagrodami na festiwalu w Opolu. Ostatnim — Czekając na Godo­ta w reż. Stanisława Świdra. To świetne przedstawienie do­czekało się dobrych recenzji od uzna­nych krytyków. Oto fragmenty niektó­rych.

***

„W teatrze albo jest kaligrafia, albo są ludzie. Stanisław Świder — od ponad dwóch sezonów młody dyrektor tar­nowskiego teatru — mierząc się z le­gendarnym Czekając na Godota, udowadnia, że właściwie nie znamy tej sztuki. Patrzymy na nią z perspek­tywy późniejszych minimalistycznych i skondensowanych do granic utworów Becketta. Tymczasem re­żyser znalazł w jego pierwszym dra­macie jeszcze dużo pozostałości te­atru, z którym autor potem walczył: rodzajowość i psychologię… (…) U Świdra nie ma żadnego «człowieka w ogóle», żadnych Heideggerów i Sartre’ów. Na scenie toczy się roz­grywka między dwoma ludźmi z krwi i kości. Obaj muszą dowiedzieć się, czemu ze sobą przestają. Czemu człowiek wpija się i wczepia się w drugiego jak wesz. Ja gram przed tobą, ty grasz przede mną — mówi na koniec Świder. To Beckett czytany przez Gombrowicza. Wystawiony bez schematów, żywy i jędrny teatr.”
(Łukasz Drewniak, Czekając na Godota, czyli dwaj ludzie z krwi i kości, „Tygodnik Powszechny”)

***

„Dziękować Bogu, tyle już napisa­no o Czekając na Godota, że cał­kiem spokojnie można tej niebotycz­nej góry analiz nie czytać. Można znowu wrócić do Becketta. Czytać raz i drugi, czytać, piąty i dziesiąty, czytać, czytać. Jak Stanisław Świ­der. Czytać można, czytać trzeba, uważnie, czytać warto, bo wtedy roz­garnięty człowiek odkrywa, że prze­cież wszystko jest tutaj i tylko tutaj, całe fenomenalne życie, całe teatralne ciało, jego oddech, rytm, smak i delikatność, wszystko jest w zda­niach Becketta. Już nie mam wątpli­wości, już wiem jasno, że czystość tej reżyserii to jej dyskretna prosto­ta. (…) Obecność Świdra jest jak obecność mądrego kamerdynera.

Właściwie nie ma go, właściwie nie reżyse­ruje, tylko otwiera drzwi. (…) U Świdra nie ma żadnych nie­domówień, nie ma miejsc na tanie łzy, jest krótko za uzdę trzymana czułość, która nie ma złudzeń. Nie będzie inaczej, może być i będzie tyl­ko tak… Jest jak tycz­ka grochowa Didi Jana Mancewicza i blady kurdupel Gogo Marka Kępińskiego, i jest taniec ich słów, które uparcie chcą wypełnić pustkę, na śmierć za­gadać czas, a wszystko grane pra­wie idealnie w środku, bez stacza­nia się w skrajność bezcieleśnie fi­lozoficznych dywagacji lub w skraj­ność epatowania jakąś pożal się Boże tanią żebraczą rodzajowością”.
(Paweł Głowacki, Sen o dwóch zdaniach, „Dziennik Polski”)

***

„Od dawna nie zdarzyło mi się uczestniczyć w spektaklu. Ten spo­sób bycia razem z twórcami przed­stawienia zdarza się nieczęsto. Jest wielkim świętem. Radość oglądania i słuchania kreuje wtedy sens wspólnoty — widzów i aktorów. (…) Teatral­ne seanse wspólnoty powstają zazwyczaj, gdy mądrze i wni­kliwie czyta się wielką lite­raturę. To żmudne, ogrom­nie pracochłonne zajęcie — i jakby niemodne we współczesnym teatrze.

Ułożyłem te zdania pod wpływem spektaklu Cze­kając na Godota Becketta — Tarnowskiego Teatru im. Ludwika Solskiego. Uczestniczyłem w nim podczas Krakowskich Re­miniscencji Teatralnych. Siedziałem pośród młodej publiczności, która wręcz łapczywie chłonęła Beckettowską wiwisekcję kon­dycji ludzkiej. (…) Nie piszę na tym miejscu recenzji. Swoje zauroczenie tar­nowskim Beckettem chciałbym spożytkować do wyrażenia kilku uwag o sposobie funkcjonowania naszych scen po 1989 roku — i o praktykach reżyserskich, które unicestwiają teatr literacki. Bo tym określeniem, brzmiącym dla wie­lu wręcz pejoratywnie, nazwałbym dzieło tarnowskich twórców.

Stanisław Świder, dyrektor teatru i reżyser Czekając na Godota z be­nedyktyńską pracowitością i cierpli­wością starał się ze swoimi aktorami inteligentnie przeczytać tekst au­tora Końcówki. Jest on bardzo trud­ny i niełatwo poddaje się interpretacji. (…) Stanisław Świąder zajął się przede wszystkim pracą z aktorami. To oni, a nie ekspansywne pomysły inscenizacyjne, najskuteczniej ob­sługują Beckettowską dramaturgię. A ukryta reżyseria pozwala obcować z błyskotliwą dysertacją filozoficzną pisarza, rozpisaną po mistrzowsku na dialogi i sytuacje, w których każ­dy, najdrobniejszy nawet gest i ruch coś znaczy. Tak czytany Beckett fa­scynuje i zmusza do myślenia. A spektakl może trwać dwie godziny i dwadzieścia minut, i nie wywołuje uczucia znudzenia”.
(Marian Sienkiewicz, Tydzień w kulturze, „Przekrój”)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji