Teatr nie bardzo Adekwatny
W Łodzi gościł ostatnio Teatr Adekwatny, który od roku 1969 pracuje pod opieką Stołecznego Domu Kultury Nauczyciela imienia Komisji Edukacji Narodowej w Warszawie, lecz który narodził się w roku 1964 w czeskim Cieszynietm, i miał w swych początkach nazwę Teatru Adaptacji.
Skuszony sławą tego teatru skorzystałem z okazji przekonania się, czy jest zasłużona i 29 października zawitałem w klubie "Plastyka", którego uroki opiewał w jednym z poprzednich numerów "Odgłosów" Zbigniew S. Nowak. Jako posiadacz karty wstępu do tego klubu (zdobytej z niemałym trudem), zostałem wpuszczony, mimo braku zaproszenia na spektakl ale tylko dlatego, że na parę minut przed jego rozpoczęciem, nie zanosiło się na frekwencję. I rzeczywiście, klub nie pękał w szwach, jak zresztą nigdy - może dlatego, że mimo zapewnień pana Nowaka, nie widziałem tu nigdy młodzieży szkolnej, a już na pewno prowadzący tu bufet ajent (pani ajentka), nie jest za tym aby atmosfera tu była przyjemna. Może tylko pan Nowak ma tutaj niebywałe chody, czego mu szczerze zazdroszczę. Albowiem ja zauważyłem, że pani ajentka cierpi na wątrobę (może od picia własnej kawy), i najczęściej nie ma humoru, a już na pewno ma bardzo głęboko gdzieś wszelką działalność kulturalną. Przykładem niech będzie to, co wydarzyło się w trakcie trwającego spektaklu: pani ajentka przekrzykując aktorów, obtańcowywała kogoś do słuchawki telefonicznej. Ale do rzeczy...
Teatr Adekwatny przyjechał do Łodzi ze spektaklem zatytułowanym "Pieśń Pana Bhagawad Gita". W programie czytamy: "Bhagawad Gita" jest częścią wielkiego eposu indyjskiego "Mahabharata" - jednego z najsłynniejszych dzieł starożytnych Indii (...)" I jak to wyjaśnili twórcy spektaklu w trakcie późniejszej dyskusji, ich celem było przede wszystkim odkryć dla Polaków ów epos - mniemam, że na miarę odkrywców malarstwa meksykańskiego i prozy iberoamerykańskiej, a więc całego niemalże Meksyku. Być może jest to zasługa znaczna, lecz mimo to nasuwa się pytanie: dlaczego tylko taki przyświecał im zamiar?
Bohaterem "Bhagawad Gita" - w zasadzie wyjątku z niej, gdy chodzi o ten spektakl, jest niejaki Ardżuna, który stając na polu bitwy ma walczyć ze swymi najbliższymi przyjaciółmi, ociąga się, nie chce rozlewu krwi, a jednak musi walczyć, zmuszony wolą swego Boga.
Tak by pokrótce wyglądało streszczenie akcji. Jednak w treści tego spektaklu, kryje się rzecz niebywale uniwersalna, która gdyby zrezygnować z indyjskości dramatu, nie byłaby zaprzeczalna, bo stałaby się bliska nam współczesnym. Z ust Ardżuny otrzymujemy bowiem wiersz iście współczesny i poznajemy nasz własny dylemat, a utożsamiając się z bohaterem toczymy rozmowę z Bogiem, już wydawałoby się unicestwionym, tak, jak tego chcemy zgodnie z naszą (nie tylko europejską ale po prostu ludzką) moralnością. Lecz oto Bóg Ardżuny zwycięża i okazuje się, że jest on tylko jego, Ardżuny, Bogiem.
Wniosek z tego jeden: że tym razem otrzymujemy ze strony Teatru Adekwatnego problem nieadekwatny do współczesności, a przecież ambicją tego teatru jest ponoć dbałość o zrzucenie masek nie tylko z własnych twarzy, ale i z twarzy widza. Tymczasem aktorzy wystąpili przed nami w maskach bohaterów indyjskiego eposu i z ich artystycznego credo ostało się jeno: "...rezygnacja z charakteryzacji, kostiumu i dekoracji w tradycyjnym znaczeniu..." bo też i wystąpili w dżinsach i swetrach, przy czym na szczęście gra świateł była taka, że patrzyliśmy wyłącznie na ciemne kontury ich sylwetek. Rodzi się przeto wrażenie, że rezygnacja z kostiumów wynikła li tylko z braku funduszów na ich zakupienie, bo jak się dowiedzieliśmy premiery Teatru Adekwatnego kosztują zaledwie pięć tysięcy każda. Był to więc dla mnie Teatr Adaptacji i to niezwykle wiernej tekstowi literackiemu i tylko mocno przygiętej do granic możliwości ubogiej sceny za pięć tysięcy. Ale... dowiedzieliśmy się także (z dyskusji po spektaklu), że mimo reżyserii Magdy Teresy Wójcik, scenariusza i inscenizacji Jerzego Wójcika, wspaniałej muzyki w wykonaniu K. Klickiego, M. Bychowskiego, S. Gałązkowskiego i V. Gaczewskiej oraz aktorstwa Henryka Boukołowskiego, Witolda Nożyńskiego i już wymienionej pani reżyser, spektakl "Pieśń Pana Bhagawad Gita" jest w dalszym ciągu tworzony, bo oni wszyscy chętnie korzystają z rad widzów i co słuszniejsze wykorzystują dla uzyskania adekwatności. Raz więc jeszcze radziłbym osobiście, co już zresztą usiłowałem w trakcie dyskusji pospektaklowej, zrezygnować z wyłączności odkrywania przed rodakami "Mahabharaty" i robić to tylko przy okazji przekazywania nam problemu moralnego, który dotyczy każdego z nas, nie zaś tylko Ardżuny.
Niemniej jednak żałuję, że nie miałem okazji zobaczenia wcześniejszych spektakli Teatru Adekwatnego, bo był w jego repertuarze "Kordian" wg J. Słowackiego była "Antygona" wg Sofoklesa, "Mewa" wg Richarda Bacha i "Improwizacje" wg A. Mickiewicza - oczywiście między innymi. Chętnie za to obejrzę każdy następny spektakl Teatru Adekwatnego, może nawet razem z młodzieżą szkolną w tym samym klubie "Plastyka" i już może wtedy nie przeszkodzi nikomu w graniu, słuchaniu i oglądaniu nietaktowna pani ajentka. Tak więc do zobaczenia.