Artykuły

Tamara na łopatkach

Cóż to jest teatr? Aktor i widz Państwo powiecie bo bez nich teatr nie może istnieć. Albo też mówiąc inaczej interpretacja życia, która rzad­ko udaje się doskonale. Bo sztu­ka dzieje się w jednym miejscu, a życie toczy się na wielu sce­nach jednocześnie, więc grać musi nie tylko aktor, grać musi także widz. Musi poruszyć wyo­braźnię.

Oczywiście, macie Państwo całkowitą rację. Ale wybierzcie się na spotkanie z Tamarą Łempicką do Teatru "Studio" w Warszawie, a zmienicie zdanie. W spektaklu tylko raz wystarczy wziąć udział (to jest właściwsze słowo niż oglądanie), żeby przekonać się, że widz jest w teatrze prawdziwym goś­ciem, a teatr wcale nie musi być widowiskiem, może być wyda­rzeniem. Zostać takim gościem nie jest niestety łatwo. Krytycy na klęczkach pisali o "Tama­rze", jest ponoć największym teatralnym sukcesem ostatnich lat.

Ale "Tamara" jest nieprze­ciętna nie tylko w cenie. Bilet to wiza, która uprawnia do prze­kroczenia granicy. Nikt nie uni­knie kontroli. Dopiero gdy oka­że dokument z nazwiskiem wejdzie do innego świata na schody przestronnej willi eks­centrycznego powieściopisarza Gabriela d'Annunzio, w któ­rym kochały się Isadora Duncan, Eleonora Duse, Sara Bernhardt i inne divy ówczesnej Eu­ropy.

W willi, oprócz Gabriela mie­szka jeszcze osiem osób. Przy­bywa z Paryża polska artystka i malarka Tamara Łempicka, by namalować portret włoskiego powieściopisarza i poety, a sta­je się mimowolnie świadkiem dramatycznych scen. Toczą się one równocześnie we wszyst­kich pomieszczeniach willi. Sztuka składa się z wielu wąt­ków, a widzowie są ich niemy­mi obserwatorami. Wybierają sobie jednego z bohaterów, idą za nim i na podstawie wątku, który udało im się wyśledzić, próbują pojąć sens całej sztuki. Taki zamysł nie jest oczywiście w pełni możliwy, przynajmniej po pierwszej wizycie w teatrze. Widzowie wędrują za postaciami i gdy czynią to konsekwent­nie, nic nie wiedzą o losach pozostałych. Gdy porzucają śledzonych bohaterów, zaglą­dając do pomieszczeń, w któ­rych rozgrywają się inne zda­rzenia, gubią wątek, plączą im się wszystkie nitki akcji.

Pomysł jest jednak oryginal­ny, dzięki niemu teatr staje się wierniejszym odbiciem rzeczy­wistości. Szkoda tylko, że ów pomysł nie wytrzymuje kon­frontacji z prozą życia teatral­nego z zarabianiem pieniędzy. Bo wszystko byłoby w ide­alnym porządku gdyby w każ­dym spektaklu brało udział kil­kudziesięciu gości. Ale do teat­ru "Studio" wpuszcza się po­nad stu pięćdziesięciu ludzi. Podzieleni na trzy grupy cisną się w niewielkich pokojach wil­li, przeszkadzając aktorom wtedy gdy mają sięgać po wali­zki, gwałtownie otworzyć drzwi. Małgorzata Niemirska, Dorota Kamińska czy Marek Walczewski muszą się rozpy­chać wśród tłumu, żeby wyjść z pomieszczenia i kontynuować wątek w innym pokoju. Do tra­gikomicznych scen dochodzi na wąskich schodach willi. Ludzis­ka biegną, rozpychają się, walą wzajemnie pod żebra, bo trzeba się śpieszyć, zdążyć na czas i dokładnie prześledzić bieg ak­cji.

Niektórzy dają za wygraną. Siedzą na kanapkach w salonie, po którym zawsze wałęsa się któryś z aktorów i pożerają pa­luszki oraz tartinki, które są zapowiedzią smakowitej kola­cji.

Elementem spektaklu jest bowiem kolacja na cześć Tama­ry Łempickiej i to kolacja, któ­rej zwykle nie jada się nawet na imieninowym przyjęciu. "Holliday Inn" przygotowuje naj­pierw lampkę szampana, a póź­niej pieczoną polędwicę, indy­ka po królewsku, sałatkę po francusku z sosem vinegrette, z sosem różowym, z kaparami, po andaluzyjsku, kawę, czer­wone wino i słone ciasteczka. Kuchnia wspaniała, więc stół jest oblegany. Najtrudniej prze­bić się przez tłum tam gdzie są polędwice, indyki i trunki.

Po premierze "Tamary" na Festiwalu Teatralnym w To­ronto w 1981 roku, sztuka pre­zentowana była w Nowym Jor­ku i Los Angeles. W mieście aniołów koszt jej realizacji wy­niósł 600 tysięcy, a w Nowym Jorku półtora miliona dola­rów. Opłaciło się. "Tamara" grana jest tam do dziś i towa­rzyszy jej aura iście amerykań­skiego sukcesu.

Czy można uwierzyć, że jej największy kapitał - pomysł równoczesnego, wielowątko­wego rozwoju akcji był dziełem całkowitego przypadku? A był. W 1979 roku dwaj przyjaciele Ryszard i Jan stworzyli w To­ronto spółkę teatralną. Wpadł im w ręce w jakiejś księgarni pamiętnik służącej w willi Gab­riela d'Annunzio. Napisali sce­nariusz i rozpoczęli próby. A ponieważ nie stać ich było na wynajęcie sceny, więc odbywa­li próby w wiejskim domku w kuchni, w jadalni, sypialni, bib­liotece, w saloniku. I tak nieja­ko, mimo woli, stworzyli archi­tekturę sztuki.

WULKAN W CIELE KOBIETY

Ostatnio głośno o Tamarze Łempickiej, dotychczas w ogóle w Polsce nieznanej, a przecież cenionej w świecie artystce. Sławę zawdzięcza sztuce, która wystawiana jest w Nowym Jorku i w Los Angeles, a od niedawna - również w Warszawie. Tamara Górska urodziła się podobno w Warszawie, dwa lata przed końcem ubiegłego wieku. Dorastała w otoczeniu dość apodyktycznych kobiet. Najbardziej imponowała jej babka: podróżniczka, hazardzistka, koneserka sztuki. Z nią wyjechała w podróż do Włoch, z nią bywała w muzeach i w kasynach Monte Carlo.

Przed I wojną światową znalazła się w zamożnym, bankierskim domu ciotki w Petersburgu i tam ponoć rozpoczęła studia na Akademii Sztuk Pięknych nawiązując przy okazji nierozerwalne przyjaźnie z białymi emigrantami. Dekadencki luksus, okropności rewolucji, a potem romans z wyjątkowo urodziwym prawnikiem i dyplomatą Tadeuszem Łempickim stanowiły barwny początek jej dojrzałości. Ale Łempicki tuż po ślubie z Górską został aresztowany przez bolszewików. Tamara w ślad za ciotką uciekła do Kopenhagi i sprowadziła tam męża przy niebezinteresownej pomocy szwedzkiego dyplomaty. W Danii urodziła córeczkę - Kizette, ale niezbyt dobrze czuła się chyba w roli matki, wstąpiła w nią niebywała energia do pracy. Rozpoczęła studia na Academie Ranson robiąc błyskawiczne postępy. Wyspecjalizowała się w malowaniu portretów i aktów sławnych ludzi. Już wtedy była awangardowa, w strojach, biżuterii, makijażu i zachowaniu.

Piękna Tamara, kobieta o niezwykłej elegancji, ekstrawagancka, biseksualna, niezależna i pracowita - bywalczyni modnych kurortów zdobyła wówczas bodaj najwięcej sławy. W Polsce była tylko trzy razy. Jedną i to nie najlepszą pracę przysłała w 1929 roku do Poznania na Powszechną Wystawę Krajową, a w Muzeum Narodowym w Warszawie znajduje się również tylko jedna jej praca.

Z tego czasu pochodzi niespełniony romans Tamary z Gabrielem d'Annunzio, który - trudno ukrywać - przysporzył jej sławy. Nie­zdecydowanie Tamary i egzaltacja Gabriela stały się bowiem podstawą sztuki.

W 1929 roku Łempicka pojechała do Stanów Zjednoczonych. Jej powrót do Europy związany był z następnym małżeństwem, które dopisało do jej nazwiska tytuł baronowej. Jako żona Raula Kuffnera znów wyjechała do Ameryki i rezydując w Beverly Hills ponownie olśniła swoją klientelę portretami gwiazd Hollywood. Później przyjęła obywatelstwo amerykańskie, sprowadziła Kizette i zamieszkała z mężem w Nowym Jorku. W 1972 roku wystawiła swoje prace jeszcze po raz ostatni w Luksemburgu, a potem zaszyła się w Cuernavaca w Meksyku. Zgodnie z życzeniem umierającej, prochy Tamary de Łempickiej la baronne Kuffner zostały rozrzucone pod kraterem wulkanu Popocatepetl. Miała klasę do końca. Klasę kobiety-wulkanu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji