Artykuły

Dlaczego właśnie ja?

"Oskar i pani Róża" w reż. Anny Augustynowicz. Pisze Maciej Deuar w Kurierze Szczecińskim.

Anna Augustynowicz tworzy na ogół teatr analityczny, precyzyjny i pełen intelektualnego dystansu. Niewiele tu miejsca na tzw. szczere emocje, chyba że wyzwoli je sam spektakl jako obyczajowa czy myślowa prowokacja. Tym razem jednak reżyserka stworzyła przedstawienie, chciałoby się powiedzieć, w zwyczajny sposób wzruszające i mądre.

Kilkunastoletni Oskar (Wojciech Brzeziński [na zdjęciu]) leży w szpitalu i umiera na białaczkę. Pisze listy do Boga. Skarży się na swój los, spiera z Najwyższym, a nawet z mego szydzi i odmawia mu jakiegokolwiek wpływu na cokolwiek. Ponieważ Bóg najczęściej po prostu milczy, Oskar odchodziłby w zupełnej samotności, gdyby nie tajemnicza pani Róża (Anna Januszewska), która - chciałoby się powiedzieć - w zastępstwie milczącego Boga prowadzi z Oskarem dialog. O śmierci, miłości, relacjach z rodzicami...

W ramach tego dialogu chłopiec przeżywa czas metaforyczny - od seksualnej inicjacji, poprzez małżeństwo aż do śmierci. Reżyserka tworzy jednak spektakl, w którym ten czas metaforyczny biegnie niemal linearnie, a kolejne etapy życia Oskara wyznaczają łóżka "biegnące" w głąb sceny... Nie do końca więc wiadomo, czy Oskar tylko relacjonuje swoje życie w trakcie pobytów w szpitalu, czy też wszystko rozgrywa się w jego wyobraźni i rozmowach z Różą. W końcu wiadomo, że to drugie, ale sama naturalność i wręcz humor, z jakim aktorzy i grane przez nich postaci mówią o śmierci, wciągają widza w ten swoisty traktat o umieraniu, jak w pasjonującą, pełną zwrotów akcji historię.

Teatr rozgrywa się tu przede wszystkim w słowach. One brzmią, nabrzmiewają i znaczą, a ich sensy, reżyserka wydobywa nie tylko dzięki dwóm bardzo dobrym rolom Anny Januszewskiej i Wojciecha Brzezińskiego. Transowa muzyka i specyficzny ruch aktorów w przerwie pomiędzy dialogami Oskara i Róży przywodzą na myśli swego rodzaju pojedynek ze śmiercią, a zarazem jej oswajanie, włączanie w naturalny nurt życia.

Słowem: umieranie jest w "Oskarze i pani Róży" bardzo naturalne. Bez tragicznej pozy i ponurych wynurzeń. Choć sam tekst Erica-Emmanuela Schmitta nie zawsze przekonuje swą płaską psychologią i dydaktyzmem, przedstawienie Anny Augustynowicz przydaje mu nieco substancji. W dużym stopniu staje się uniwersalną opowieścią o spotkaniu człowieka ze śmiercią i stawianiu pytań: "dlaczego właśnie ja muszę tak wcześnie odejść?". O potrzebie życia w jego bardzo namacalnych kształtach i doznaniach. Śmierć to jedynie negatyw życia? A może coś więcej? Tajemnica.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji