Artykuły

Melizanda w krainie filistrów

Katie Mitchell wyłożyła w Operze Narodowej kawę na ławę, solidnie i po mieszczańsku. Jej zdaniem wszystkie opery są o tym samym, czyli udręce kobiet w świecie patriarchatu.

Historia nieobecności Peleasa i Melizandy na naszych scenach mogła­by posłużyć za kanwę osobnej opery o mi­łości niespełnionej. Wielbiciele arcydzieła Claude’a Debussy’ego (1862-1918) nie do­czekali się przez sto lat ani jednej insceni­zacji w Polsce. Na jubileusz prapremiery otrzymali produkt zastępczy na małej sce­nie Teatru Wielkiego - Opery Narodowej: wersję z dwoma fortepianami, dającą takie pojęcie o nowatorstwie partytury Debussy’ego jak tandetny oleodruk o Madonnie Sykstyńskiej Rafaela.

Na stulecie śmierci kompozytora dostali­śmy przedstawienie z Festiwalu w Aix-en- Provence, przygotowane w koprodukcji z warszawskim teatrem, ale we Francji grane w innej obsadzie, z innym dyrygentem, dopilnowane osobiście przez reżyserkę, która do TW-ON wysłała tylko asystenta.

Warto odnotować największy atut insce­nizacji Katie Mitchell: porządnie przygotowaną stronę muzyczną. Orkiestra TW-ON, po wielu sezonach artystycznego bezkróle­wia na przemian z rządami dyletantów, od niedawna zbiera się pod batutą Grzegorza Nowaka, który wymógł na niej, żeby grała przynajmniej równo i czysto. W Peleasie za pulpitem stanął Patrick Fournillier, spe­cjalista od opery francuskiej, który zdołał wyegzekwować interpretację nie tylko poprawną, lecz i stylową. Skompletowa­nie dobrej obsady wokalnej w tym dziele graniczy z cudem: Debussy komponował je z myślą o nietypowych głosach i nietu­zinkowych osobowościach wykonawców. Tym bardziej doceniam wyśmienitą kre­ację Bernarda Richtera (Peleas), choć jego tenor ma zbyt jasną barwę do tej roli; podziwiam muzykalność Sophie Karthäuser, choć partia Melizandy wymaga głębszego sopranu; cieszę się ze świetnego występu Joanny Kędzior (Yniold) i nie będę narze­kać, że dla pełnego efektu należałoby za­trudnić w tej roli sopran chłopięcy. Poza bezbarwnym Arkelem (Bertrand Duby) spektakl obył się bez wpadek obsadowych, muzyka — jak to u Debussy’ego — na prze­mian falowała, płynęła wartkim strumie­niem i rozlewała się migotliwą taflą.

Tym bardziej zazdroszczę melomanom, którzy mogli po prostu zamknąć oczy i śledzić narrację muzyczną w wyobraźni. Za­równo Maeterlinck, jak czerpiący inspira­cję z jego dramatu Debussy dołożyli wszel­kich starań, by odrealnić tę opowieść. Pe­leas i Melizanda dzieją się wszędzie i ni­gdzie, w czasie baśniowym, w królestwie pełnym sekretów.

Główną postacią jest Golaud, osią nar­racji — daremne poszukiwanie „prawdy” o znajdzie z lasu. Niewinna, a przecież roz­sadzająca wszelkie ramy miłość Peleasa i Melizandy doprowadzi do tragedii i za­mknie kolejny cykl stworzenia. Kobieta znikąd umrze, ale odrodzi się w swojej cór­ce — i wszystko się zacznie od nowa. Tylko to wynika z Peleasa i Melizandy. Reszta jest przerażającą tajemnicą, która nigdy nie będzie ujawniona.

Tymczasem Mitchell postanowiła wy­łożyć ją kawa na ławę, solidnie i po mieszczańsku. Poszło tym łatwiej, że jej zda­niem wszystkie opery — od Alcyny Händla po Written on Skin Benjamina — są o tym samym, czyli udręce kobiet w świę­cie patriarchatu. Pewnie dlatego rozgry­wa je zawsze tak samo: na kilku planach równocześnie, tworząc iluzję zamknięcia w klaustrofobicznym wnętrzu, przypomi­nającym posiadłość rodziny z brytyjskiej klasy średniej. Narracja Peleasa pozor­nie odkleja się od rzeczywistości: w salo­nie wyrasta drzewo, Melizanda pojawia się w dwóch osobach, raz jest w ciąży, raz nie. Mitchell nie zawraca sobie głowy ani librettem, ani partyturą. Mnoży symbo­le wzięte skądinąd, lekceważąc symbole obecne w dziele: wodę, włosy, światło la­tami, wpadające przez okno powietrze. Jej opera jest o Golaudzie brutalu, Melizan­dzie, której przeszkadzają uprawiać seks z Peleasem, maltretowanym Ynioldzie i obleśnym Arkelu. W finale banał prze­kracza granice absurdu: całość okazuje się nocnym koszmarem Melizandy.

Ciekawe, kiedy ze złego snu obudzą się rzekomi reformatorzy sztuki operowej. „Otwórzcie okno!” — powtórzę za bohater­ką. Czas przewietrzyć ten duszny buduar.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji