Artykuły

Tato mój…

Spektakl Dzieci księży nie jest z gruntu antykościelny czy antyklerykalny, choć zawiera sceny, które chcą rozbić powtarzane przez lata schematy myślowe i podważyć niektóre religijne praktyki.

Na środek sceny wychodzi mężczyzna. Zaczyna opowiadać swoją historię. Od dawna przeczuwał, a właściwie był pewny, że jest dzieckiem księdza. Odsłania własne perypetie w dochodzeniu do prawdy: kłamstwa matki, wybiegi kapłana. Po latach udało mu się w koń­cu dowieść, że genetyczna zgodność między nim a dawnym przyjacielem matki nie pozo­stawia wątpliwości co do ich najbliższego pokrewieństwa. Czy dzięki temu coś zyskał? Stra­cił czas i pieniądze, nie odzyskał jednak ojca. Nigdy się z nim nie spotkał, nigdy nie poro­zmawiali o przeszłości. Na koniec prologu aktor przedstawia się jako Tomasz Kaczmarski — dziecko księdza. Modest Ruciński szybko jednak rozbija iluzję i wyjaśnia, że tylko gra Tomka — mężczyznę, który założył konto na Facebooku „Dzieci księży katolickich”.

W tym czasie za szybą w głębi pojawiają się inne postaci. Przypominają nieco lalki z sen­nych wizji. Dogjero po chwili ożywają i wcho­dzą w światła. Pozostając w konwencji umow­nej, aktorzy informują, że za przykładem Tom­ka założyli konto na Facebooku i dali swoim bohaterom zdjęcia profilowe, nazwiska, a tak­że swoją twarz, głos, emocje i temperament. Przenoszą się do mediów społecznościowych, bo to tam dzisiaj toczą się najgorętsze dyskusje i najważniejsze debaty. Aktorzy, nawiązując często kontakt z publicznością, grają osoby, które od lat żyją z tajemnicą, chowają się przed społeczną krytyką i usiłują dramatycznie zna­leźć własne miejsce w świecie. Teraz, dzięki użyczonym ciałom, postanawiają mówić. To kochanki i dzieci kapłanów.

Konstrukcja spektaklu jest bardzo prosta. Opowieść składa się z sześciu monologów-zwierzeń przeplatanych częściami muzycz­nymi lub scenami zbiorowymi. Poszczególne odsłony dzieją się niezmiennie w pustej prze­strzeni. Na scenie zarysowany jest fragment podłogi imitującej marmur, kojarzący się z wnętrzem świątyni. Ustawiona w głębi lustrzana ściana — kryjówka bohaterów — po­zwala przeglądać się w niej publiczności. Twórcy zdają się pytać: czy na widowni jest jeszcze jakieś dziecko kapłana?

Dzieci księży — spektakl Darii Kopiec — został oparty na reportażu Marty Abramowicz (to drugie spotkanie reżyserki z autorką, wcze­śniej Kopiec zrealizowała na scenie Zakonnice odchodzą po cichu). Abramowicz udało się przeprowadzić rozmowy z niewieloma oso­bami. Dotarła jednak do różnych historii, czy­niąc swą wypowiedź wielowymiarową, choć nie wiem, czy wystarczająco reprezentatywną. Nie o to chyba jednak chodziło. Abramowicz przekonuje, że choć na wywiad zgodziło się raptem kilka osób, to w każdej niemal spo­łeczności lokalnej ludzie znają historie dzieci księży, mają kontakt z ich matkami. Nie chcą jednak o nich opowiadać, uważając, że nicze­mu to nie służy. Lepiej więc milczeć. Wszyst­kie historie bez wyjątku osnute są tajemnicą, choć scenariusz romansu nie zawsze jest taki sam.

Reportaż Abramowicz przedzielają Kartki z kalendarza, czyli wyciągnięte z dokumentów Kościoła lub pism ważnych teologów frag­menty pokazujące stosunek do kobiet, dzieci duchownych czy w ogóle seksualności. Ze­stawione obok siebie tworzą budowaną przez wieki (pierwszy cytat pochodzi z około 198 ro­ku) mozaikę antyfeministyczną. Szokują, wy­wołują oburzenie. Trzeba jednak powiedzieć, że stanowią często wyimki obszernych dzieł, których kontekst społeczny i kulturowy był diametralnie inny niż obecny. Nie zmienia to faktu, że teologia, posługując się nowocze­snym językiem, powinna — i robi to na przy­kład poprzez wypowiedzi papieża Franciszka o teologii kobiety — na nowo opisać powyższe kwestie, tym samym unieważniając nie tylko nieaktualne, ale i niekiedy niegodne ustalenia. Mam nadzieję, że nikt już dzisiaj nie podpisu­je się pod tymi przekonaniami św. Tomasza z Sumy teologicznej: „W odniesieniu do natury partykularnej kobieta jest czymś niedoszłym i niewydarzonym. Czemu? Bo tkwiąca w na­sieniu siła czynna zmierza do utworzenia cze­goś doskonałego: podobnego do siebie co do płci męskiej. A że rodzi się kobieta, dzieje się to albo z powodu słabości siły czynnej, albo z powodu jakiejś niedyspozycji materii, albo też spowodowało to coś z zewnątrz, np. wiatry południowe” (tom 7, zag. 92, art. 1). Do niezwykle intrygujących i magnetycznych, a granych na żywo kompozycji Natalii Czekały i Krzysztofa Guzewicza czasem dodawane są właśnie wyimki lub parafrazy z Kartek z kalendarza. Taki utwór śpiewa Jadwiga (Anna Gorajska) — jedna z matek, która samotnie wy­chowuje dziecko. Dobrze wykształcona i silna, podkreśla jednak, że kobiecość przez wieki kojarzono z diabelskością lub seksualną żą­dzą. Pyta, czy już przełamaliśmy ten okrutny stereotyp.

Spektakl Dzieci księży nie jest z gruntu antykościelny czy antyklerykałny, choć zawie­ra sceny, które chcą rozbić powtarzane przez lata schematy myślowe i podważyć niektóre religijne praktyki. Jego tematem jest wypra­cowany przez instytucjonalny Kościół me­chanizm zaprzeczania. Kopiec stawia sobie za cel obnażenie systemu, który sprawnie ukrywa problem ojcostwa niektórych kapłanów. Winą za poplątane scenariusze życiowe kobiet, dzie­ci i księży obarcza wysoką hierarchię. „Wszyst­ko, co zdarzyło się w ukryciu, jakby się nie zdarzyło” - przekonuje biskup jednego z księży oczekujących na potomka. Reżyserka wpisuje się w dość często dziś przywoływaną w teatrze narrację potępiającą Kościół jako hierarchiczną instytucję, która wypracowała opresyjny sy­stem reguł podobny do wojskowego drylu. Odzwierciedlają to zbiorowe sceny, kiedy ak­torzy równo i w rytmie poruszają się, klękają, modlą. Nie ma tu miejsca na własną refleksję. Każde wyłamanie przynosi karę w postaci „komandosów” — fizycznych ćwiczeń. Obraz wiernych sunących na klęczkach i wykrzyku­jących hasła „Bóg, honor, ojczyzna” przeraża, a zarazem nieco upraszcza wizerunek wspól­noty, która w tej scenie jawi się jako bezwolny i bezmyślny tłum. Do dramatycznych opowie­ści, przełamanych dozą humoru, wkradają się jednak zasadnicze pytania natury teologicz­nej. Tomek, który dusi w sobie wściekłość na ojca, pyta bluźnierczo Boga: jak można wydać własne dziecko na śmierć? Jak można zbawić, mordując? Jaką siłę miała ta ofiara, skoro zło wciąż jest obecne i każdy codziennie musi z nim walczyć. Kolejno podnosi leżące na scenie postaci i ustawia je w pozycji krzyża. Wszyscy jesteśmy Chrystusami.

Dzieci księży są wypowiedzią o potępianych kobietach i odrzucanych dzieciach. Kopiec przekonuje, że równie bolesne — a może na­wet bardziej — co zachowanie biskupów, jest podejście społeczeństwa, które zwykle działa według takiego samego scenariusza. Albo uznaje dziecko kapłana za temat tabu, albo za hań­bę. Opinia społeczna wini kobietę, a jej dziecko stawia poza społecznymi granicami. W celu ratowania wizerunku Kościoła dopuszcza nawet aborcję. Nikt nie wnika w przyczyny łamania ślubów czystości, nie pyta o motywacje ka­płana. Łatwiej posłużyć się wyświechtanym i prymitywnym stwierdzeniem: „Gdyby ko­bieta nie dała, mężczyzna by nie wziął”. Ale cza­sem dwoje ludzi po prostu się w sobie zakochuje, jak Jadwiga i Krzysztof. Innym razem ksiądz z premedytacją wybiera młodą bied­ną dziewczynę, pochodzącą z religijnej, wie­lodzietnej rodziny, która chce zostać zakon­nicą. Wykorzystuje jej pobożność i naiwność, a potem zostawia z dwójką dzieci, jak w przy­padku Reginy i jej synów (młodszy Janusz ma podwójnie ciężko, ponieważ jest gejem). Bywa, że choć kapłan wie o ciąży i utrzymuje z kobietą kontakt przez wiele lat, nigdy nie przyznaje się do ojcostwa, jak misjonarz H.N. Zdarza się i tak, że ksiądz mając „nieprawną” rodzinę, którą kocha, nie odchodzi od kapłań­stwa, ponieważ mocno odczuwa swoje powo­łanie, jest bardzo dobrym księdzem i tylko pozostając w stanie duchownym, może pomóc bliskim i nie zatracić własnej tożsamości. Nie może jednak przyznać się do dzieci. O tym opowiada Miłka (Agata Różycka) — córka księdza. W przejmującym monologu wy- znaje:

Ludzie nie rozumieją, że ty jesteś dobrym człowiekiem. Widzę to. Jak starasz się żyć Ewan­gelią […] cuda czynisz z ludźmi. Martwe zamie­niasz w żywe. Jestem z Ciebie dumna, tato. Lubię z Tobą rozmawiać. Imponujesz mi jako biblista. Wiele mnie nauczyłeś. Chrześcijaństwo to nasz dom. Mój i Twój. Dla mnie to najpiękniejsza kultura świata. Zmartwychwstanie to szał, sens, odpowiedź na życie wszystkich ludzi. Chciałabym wciąż tak naiwnie móc w to wierzyć. Ale gubię się, czasem już nie widzę tego sensu. […] Wszystko rozumiem. Że najważniejsza jest miłość do Boga, potem do człowieka […] choć uważam, że mógłbyś inaczej zarabiać na życie. Nie chodzi też o to, że Cię nie było. Mamy też nie było. Ale nie mogę Ci wybaczyć zaprzeczenia. Że się mnie zaparłeś. […] Tato, kocham Cię.

I to jest właśnie najważniejszy powód wypo­wiedzi Kopiec — niezgoda na odrzucenie i za­parcie się. Rodziny księży zawsze żyją w ukry­ciu mentalnym lub dosłownym. Mierzą się ze wstydliwym sekretem i poczuciem niższości. Wielokrotnie wbrew sobie, a ze względu na społeczny ostracyzm, wyprowadzają się z ro­dzinnych miejscowości. Są sfrustrowane i sa­motne. Kopiec nie zapomina też o samotności i bezradności księży. Mimo iż nie ma tego w re­portażu Abramowicz, reżyserka oddaje głos Księdzu (Łukasz Wójcik) — jedynej postaci fik­cyjnej, figurze reprezentującej stan duchowny, która w spektaklu staje się partnerem dialogu poszczególnych postaci: winowajcą i kozłem ofiarnym systemu. To on przedstawia historię duchownego, który zakochuje się w kobiecie i będzie miał z nią dziecko. Chcąc odpowie­dzialnie podejść do zaistniałej sytuacji, przyznaje się biskupowi i prosi o pomoc. Jedyne, co może uzyskać, to rada, by przeniósł się jak najdalej od kobiety i nie wzbudzał podejrzeń. Jego spowiednik tylko go wysłuchuje, wyzna­cza pokutę i daje rozgrzeszenie. Kiedy młody ksiądz buntuje się przeciw takiemu podejściu, dostaje propozycję, by dobrowolnie odszedł ze stanu kapłańskiego. Choć rozwiązanie to może wydawać się osobom świeckim najwła­ściwsze, to jednak ksiądz szybko tłumaczy, że odchodząc, nie może liczyć na jakąkolwiek pomoc ze strony Kościoła. A co po kilkunastu latach posługi może robić pośród świeckich, jaka jest jego pozycja na rynku pracy, jak ma godnie utrzymać rodzinę? Postanawia więc nagłośnić swój przypadek. Organizuje konfe­rencję prasową na żywo, akcje happeningowe i inne działania medialne, które mają zwrócić uwagę społeczną i wywołać wściekłość hierar­chii. Dzięki niekonwencjonalnym pomysłom osiąga swój cel. To jednak tylko, jak szybko konstatuje aktor, historia wymyślona. Nikt nie odważy się na taki gest. Pytaniem otwartym pozostaje, co zrobić z kapłanami, którzy mają dzieci i chcą się nimi odpowiedzialnie zająć.

Trzeba podkreślić, że choć spektakl można czytać jako głos przeciw bezżeństwu, to nie koncentruje się on na istocie celibatu w Koś­ciele katolickim, nie porusza jego zasadniczych wymiarów teologicznych: chrystocentrycznego, eklezjologicznego i eschatologicznego. Skupia się na aspektach praktycznych, które niewątpliwie z punktu widzenia konkretnych, uwikłanych w dramatyczne historie ludzi są najważniejsze, bo namacalne i mocno odczu­wane. Kolejni papieże ostatnich dekad nie pod­dają pod dyskusję kwestii bezżenności księży, przekonując, że to „niezastąpione i najwyższej wartości dobro”. Twórcy spektaklu pytają więc, co zrobić z tymi, którzy doświadczyli ojcostwa nie tylko „wedle ducha”, ale i „wedle ciała”. Jakie miejsce zajmować mają w Kościele i spo­łeczeństwie matki dzieci księży i same dzieci? Co z ich zachwianą tożsamością? Nie wystar­czy, by utworzyli wydarzenie na Facebooku i uczestniczyli w warsztatach terapeutycznych. Niewiele pomoże głośno wypowiadane, a wy­parte wcześniej ze świadomości, słowo „tato”. W ostatniej scenie aktorzy, stojąc ponownie za szybą, wyciągają kartony z wypisanymi ha­słami: #widziałam ojca czerń, #tato weź mnie na roraty, #pozwólcie dzieciom przyjść do sie­bie. Czy coś zmienią media społecznościowe? Zmienić musi się przede wszystkim społeczna świadomość.

Najnowszy spektakl Darii Kopiec osoby wierzące mogą odebrać jako głos wpisujący się w klimat powszechnego dziś antykościel­nego dyskursu i uznać, że trawestacja modli­twy Ojcze nasz („Ojcze nasz, któryś nie wiem, gdzie jest, śmiej się, ile możesz, przyjdź odpo­wiedzialność jakaś…”) obraża uczucia reli­gijne. Mogą też spojrzeć z innej perspektywy i przyjąć Dzieci księży jako kolejną w ostatnim czasie wypowiedź, która nie chce rozbijać ka­tolickiej wspólnoty, lecz zmusić ją do podję­cia konkretnych kroków w pewnych praktycz­nych obszarach. Środowiskom antykościel­nym może przynieść satysfakcję z obnaża­nia problemów wspólnoty katolickiej, a zwła­szcza „systemu ukrywania” poważnych pro­blemów i nierozwiązywania kwestii napraw­dę trudnych, za którymi stoją historie praw­dziwych ludzi. Spektakl Kopiec można też czytać poza światopoglądowymi i polityczny­mi sporami — jako opowieść o zmowie milcze­nia, historię o człowieku pozbawionym głosu, o słabszym i bezbronnym wrzuconym w ma­chinę społecznego i religijnego systemu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji