Artykuły

Z notatnika recenzentki. „Miarka za miarkę” w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej

Jak dziś grać komedie Williama Szekspira? To nie jest pytanie retoryczne. To jest pytanie bardzo zasadne. Tragediom mistrza ze Stratfordu czas dodał szlachetnej patyny i je zuniwersalizował. Z komediami jest inaczej – pisane na użytek ówczesnego widza, były w swoim czasie czymś na kształt dzisiejszej literatury popularnej. Obrosłe aluzjami do rzeczywistości „zza rogu” i okraszone rubasznościami, (które niegdysiejsi polscy tłumacze elegancko omijali albo przynajmniej łagodzili) tracą dziś na czytelności. Chyba, że teatr podejmie walkę o wydobycie z nich jądra problemu, nie omijając przy tym okazji do zabawy.

Takiego zadania podjął się Mikołaj Grabowski w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej, w autorskiej inscenizacji Miarki za miarkę. Autorskiej, bo reżyser jest także autorem adaptacji i opracowania muzycznego. I choć to Szekspir mocno „na skróty” to jednak „stuprocentowy” Szekspir – bystry obserwator, idealnie czytający mechanizmy, jakie rządziły, rządzą, i zrządzić będą ludzką psychiką.

Słowo „rządzić” ma w tej sztuce dosłowne znaczenie, choć Miarka za miarkę nie zaleca się bynajmniej prawdopodobną intrygą. Baśniowa historia księcia, który porzuca na czas jakiś władzę i przekazuje ją w ręce Angela, a w rzeczywistości obserwuje poddanych (i zastępcę) w przebraniu mnicha, to jednak precyzyjna analiza zachowań człowieka, któremu ster rządów nieoczekiwanie wpada w ręce i daje ogromne możliwości.

Angelo tej próby nie przechodzi. Rządzi autokratycznie, zaś osią intrygi staje się jego pojedynek z mniszką Izabelą, od której żąda dziewictwa w zamian za uwolnienie skazanego na śmierć brata. Od pierwszych scen Szekspir komplikuje akcję, piętrzy intrygi, i wprowadza mnóstwo wątków pobocznych, które Mikołaj Grabowski konsekwentnie i uważnie… przycina. A robi to z pożytkiem – sama byłam zaskoczona – dla zwartości przedstawienia, natomiast bez uszczerbku dla autora. Czasem proporcje wprawdzie się zachwieją (np. długa scena relacji Łokcia), ale szybko wracają do przyjętej normy.

Taka adaptacja ma sens także dlatego, że Miarka za miarkę nie jest tak popularna wśród polskich czytelników, jak można przypuszczać, więc skupienie się na zasadniczym wątku wielu widzom ułatwia podążanie za treścią opowiadanej historii.

Zachłyśnięcie się władzą i wzmacnianie swojej pozycji przez zaostrzanie prawa, pozostaje stare, jak świat. I równie bezrefleksyjne jest myślenie, że tak już będzie zawsze, że „nasze” u góry… Bielska inscenizacja nie odżegnuje się więc i od nawiązań do polskiej współczesności. Robi to jednak inteligentnie i jakby mimochodem.

Świetnie radzą sobie w tej materii aktorzy. Podają słowa, dyskretnie dopisane Szekspirowi przez adaptatora, tak, jakby żywcem wzięte były z pierwowzoru – w środku zdania i bez oczekiwania na aplauz publiczności. A publiczność bawi się doskonale, nie tylko zresztą w momentach aluzyjnych.

Spektakl swobodnie żegluje między teatralnymi konwencjami. Czasem przypomina rzecz całkiem współczesną, czasem dworuje sobie z klasycznych przekładów Szekspira, czasem wpada w ton serio. Układ scen, wspierany pracą świateł (Michał Grabowski) przypomina ruchomą szopkę, jej postacie to jednak nie kukły, lecz bardzo prawdziwi ludzie. Nawet wtedy, gdy finał ,za autorem, brzmi zbyt słodko-moralizatorsko.

A dla mnie ten wieczór, nie umniejszając wysiłku żadnego z aktorów, był przede wszystkim wieczorem Darii Polasik-Bułki jako kapitalnie zmiennej (w zależności od sytuacji) Izabeli oraz Piotra Gajosa w roli podłego, acz uroczego Lucja.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji