Artykuły

Rośnij duży, okrąglutki...

Zapowiadało się interesująco. Przedstawienie grane specjalnie dla młodzieży, po nim spotkanie z reżyserem i aktorami. Możliwość podyskutowania.

I sama sztuka, "kąsek" dość trudnej prozy (a w zasadzie esej, rozprawa o...), nieadaptowany do tej pory na użytek teatru. A wreszcie sam reżyser, "nadzieja" polskiego teatru, już teraz stawiany na równi m.in. z Lupą, oryginał unikający wywiadów, bawiący na zagranicznych festiwalach teatralnych.

"Doktor Faustus" książka "zbójecka", niespełniony sen reżysera, dzieło, które zmusza do refleksji, potrafi zmienić światopogląd, odkrywa ciemną stronę natury człowieka.

"Doktor Faustus" T. Manna to nie "Doktor Faustus" G. Jarzyny.

Kurtyna idzie w górę. Cisza i ciemność zostają nagle rozproszone przez snopy światła, oświetlające nagich kochanków i podniecone komentarze ("oni są nadzy", "ale ma małego fallusa"). Światło gaśnie na chwilę, napięcie rośnie, głos narratora, światło gaśnie i kolejna scena, muzyka ogarniająca widownię brzmi przejmująco, gdzieś słychać szczekającego psa, przejeżdża lokomotywa. Światło gaśnie, zmiana dekoracji i dalej aż do przerwy i dalej aż do końca.

Kochanek z pierwszej sceny zarażony syfilisem pragnie wznieść się na wyżyny intelektualnego poznania, wyżyny czucia, które ma mu dać chory umysł popadający w ekstazę i wznoszący się wysoko, wysoko..., ale nie daje (przynajmniej nie widać tego).

Adrian Leverkühn (w tej roli Jan Frycz) emanuje nie intelektem, ale brutalną, niemalże zwierzęcą siłą. Fizyczność bijąca od postaci granej przez Frycza przyćmiewa wszystko, razi, zatraca.

Geniusz intelektu, czystość i doskonałość formy, o których jest mowa, nikną nikną przyćmione przez fizyczność i siłę ("Jam jest i tylko ja" zdaje się krzyczeć ciało).

Nadchodzi koniec. Burza oklasków, owacje na stojąco pokazują, że sztuka się podobała. Młodzi są zadowoleni. Teraz spotkanie z twórcami. Pierwsza niespodzianka - nie będzie reżysera, ale to nic, są przecież aktorzy, jest publiczność, więc bez "problemu" można zaczynać totalne nieporozumienie.

Z widowni padają pytania (panie Jarzyna, szkoda, że pana nie ma, urósłby pan, słysząc, co młodzież znajduje w pana dziele). Młodzież zafascynowana reżyserem i jego sztuką odnajduje w niej akcenty antypolskie, padają porównania Niemców i Polaków, z wiadomym rezultatem dla tych drugich. Ktoś wysuwa śmiałą hipotezę, że Niemcy są narodem większym niż Polacy, bo narody "wielkie" mają to do siebie, że ich geniusz i wielkość w znaczeniu pozytywnym idą w parze z pierwiastkami ciemnymi, z okrucieństwem (np. II wojna światowa), a narody "małe" są... przeciętne.

Ktoś nie rozumie, jak geniusz może być zdolny do okrucieństwa. Pewien młodzieniec bardzo poważnym tonem pyta dyrektora teatru: "Czy Jarzyna jest osobowością faustyczną i w jakim stopniu" (ha, ha, ha!).

Kolejny zafascynowany osobnik posuwa się do odnajdywania w sztuce Jarzyny prawd uniwersalnych. Ktoś obstaje przy tym, że reżyser pretenduje swoim dziełem do chwilowej nieśmiertelności, inni widzą w nim z kolei wielką walkę resztek sumienia z pokusą wejścia w pakt z diabłem.

Zagłaskać, ubrać w pawie piórka, nakarmić łakociami i operować epitetem "genialny" w różnych formach - czy tylko to potrafi nasza młodzież?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji